piątek, 7 czerwca 2013

X niedziela zwykła
9 czerwca 2013
1 Krl 17,17-24
Ga 1,11-19
Łk 7,11-17

         Kilkanaście godzin po zakończeniu wojny w Zatoce Perskiej, jedna z matek, której syn brał udział w tej wojnie, otrzymała tragiczną wiadomość. (Każda matka modli się, aby nigdy nie otrzymać takiej wiadomości). Dwaj oficerowie przyszli do fabryki, w której pracowała i ze smutkiem oznajmili, że syn został zabity.
         Szok spowodowany tą wiadomością był tak wielki, że kobieta wpadła w histerię, zaczęła krzyczeć i płakać. Po powrocie do domu nieutulona w swoim żalu płakała całą noc. Była tak duchowo przybita, że nawet nie miała siły podnieść słuchawkę, kiedy nad ranem zadzwonił telefon. Zmusiła się jednak do tego. Kiedy podniosła słuchawkę, po drugiej stronie usłyszała głos swojego syna: Mamo, to ja, twój syn! Jestem żywy! Zaskoczona tą wiadomością, nie mogła w to uwierzyć. Syn musiał trzykrotnie powtórzyć, że żyje, że został tylko poważnie ranny, że jego życiu nie zagraża żadne niebezpieczeństwo i że cały i zdrowy powróci do domu. Podczas całej tej rozmowy kobieta płakała, ale nie były już to łzy smutku i rozpaczy, były to łzy radości i szczęścia.
         Historia ta przypomina nam wydarzenie, które opisane jest w dzisiejszej Ewangelii. Oto w bramie miasteczka Naim, Pan Jezus spotyka orszak pogrzebowy. Niesiono do grobu chłopca, jedynego syna pewnej wdowy. Nawet trudno wyobrazić sobie smutek i ból, który przepełniał serce biednej matki. Tracąc jedynego syna, traciła wszystko. Razem z nim składała do grobu całą swoją miłość, szczęście i nadzieję.
         Na pewno wszyscy żałobnicy smucili się i współczuli tej biednej zbolałej matce. Tym niemniej chyba nikt nie odczuł głębiej bólu i cierpienia jej matczynego serca niż Pan Jezus, jak mówi dzisiejsza Ewangelia: Na jej widok Pan użalił się nad nią i rzekł: Nie płacz. Potem przystąpił, dotknął się mar... i rzekł: Młodzieńcze, tobie mówię wstań; i oddał go jego matce.
         Spotykamy się ze śmiercią na każdym kroku. Słyszymy o niej, czytamy i patrzymy na nią. Jesteśmy nieustannie bombardowani wiadomościami o śmierci na drogach, na lądzie, na morzu i w powietrzu. Wszystko to przypomina nam o naszej własnej śmierci, która z każdym dniem, miesiącem, rokiem jest coraz bliższa. I chociaż czynimy wszystko, by ją oddalić, tym niemniej wszyscy musimy spotkać się ze śmiercią.
         A przecież każdy z nas chce żyć! Ja chcę żyć! Tak woła każdy chory, ranny, konający. Tak wołają ludzie zdrowi i młodzi. Ten pęd do życia jest naturalny i wrodzony wszystkim. Śmierć jest czymś sprzecznym z naszą naturą, bo jak mówi Księga Mądrości: Bóg nie uczynił śmierci i nie cieszy się ze zguby żyjących. Bo dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka...
         Stworzeni jesteśmy zatem do życia. Życia nie tylko doczesnego, ale i nadprzyrodzonego, wiecznego. I ono czeka nas po śmierci. O tym, że takie życie istnieje, przekonuje nas Chrystus, który nie tylko wskrzesił z  młodzieńca z Naim, ale również przywrócił do życia córkę Jaira i Łazarza. On jest Panem życia i śmierci. On powiedział o sobie: Ja jestem zmartwychwstanie i życie. Kto we Mnie wierzy, nie umrze na wieki. Słowa te potwierdził swoim zmartwychwstaniem.

         Dziękując dziś Chrystusowi za to, że jest naszym Życiem i Zmartwychwstaniem, prośmy Go: Chryste, prowadź nas od śmierci do życia, od kłamstwa do prawdy. Prowadź nas od rozpaczy do nadziei, od obawy do ufności. Prowadź nas od nienawiści do miłości, od wojny do pokoju. Niech pokój wypełni nasze serca, naszą ziemię, nasz wszechświat.Amen
Ks. Paweł Rataj