X niedziela zwykła
9 czerwca 2013
1 Krl 17,17-24
Ga 1,11-19
Łk 7,11-17
Kilkanaście
godzin po zakończeniu wojny w Zatoce Perskiej, jedna z matek, której syn brał
udział w tej wojnie, otrzymała tragiczną wiadomość. (Każda matka modli się, aby nigdy nie otrzymać takiej wiadomości).
Dwaj oficerowie przyszli do fabryki, w której pracowała i ze smutkiem
oznajmili, że syn został zabity.
Szok
spowodowany tą wiadomością był tak wielki, że kobieta wpadła w histerię,
zaczęła krzyczeć i płakać. Po powrocie do domu nieutulona w swoim żalu płakała
całą noc. Była tak duchowo przybita, że nawet nie miała siły podnieść
słuchawkę, kiedy nad ranem zadzwonił telefon. Zmusiła się jednak do tego. Kiedy
podniosła słuchawkę, po drugiej stronie usłyszała głos swojego syna: Mamo, to ja, twój syn! Jestem żywy!
Zaskoczona tą wiadomością, nie mogła w to uwierzyć. Syn musiał trzykrotnie
powtórzyć, że żyje, że został tylko poważnie ranny, że jego życiu nie zagraża
żadne niebezpieczeństwo i że cały i zdrowy powróci do domu. Podczas całej tej
rozmowy kobieta płakała, ale nie były już to łzy smutku i rozpaczy, były to łzy
radości i szczęścia.
Historia
ta przypomina nam wydarzenie, które opisane jest w dzisiejszej Ewangelii. Oto w
bramie miasteczka Naim, Pan Jezus spotyka orszak pogrzebowy. Niesiono do grobu
chłopca, jedynego syna pewnej wdowy. Nawet trudno wyobrazić sobie smutek i ból,
który przepełniał serce biednej matki. Tracąc jedynego syna, traciła wszystko.
Razem z nim składała do grobu całą swoją miłość, szczęście i nadzieję.
Na
pewno wszyscy żałobnicy smucili się i współczuli tej biednej zbolałej matce.
Tym niemniej chyba nikt nie odczuł głębiej bólu i cierpienia jej matczynego
serca niż Pan Jezus, jak mówi dzisiejsza Ewangelia: Na jej widok Pan użalił się nad nią i rzekł: Nie płacz. Potem
przystąpił, dotknął się mar... i rzekł: Młodzieńcze, tobie mówię wstań; i oddał
go jego matce.
Spotykamy
się ze śmiercią na każdym kroku. Słyszymy o niej, czytamy i patrzymy na nią.
Jesteśmy nieustannie bombardowani wiadomościami o śmierci na drogach, na
lądzie, na morzu i w powietrzu. Wszystko to przypomina nam o naszej własnej
śmierci, która z każdym dniem, miesiącem, rokiem jest coraz bliższa. I chociaż
czynimy wszystko, by ją oddalić, tym niemniej wszyscy musimy spotkać się ze
śmiercią.
A
przecież każdy z nas chce żyć! Ja chcę żyć! Tak woła każdy chory, ranny,
konający. Tak wołają ludzie zdrowi i młodzi. Ten pęd do życia jest naturalny i
wrodzony wszystkim. Śmierć jest czymś sprzecznym z naszą naturą, bo jak mówi
Księga Mądrości: Bóg nie uczynił śmierci
i nie cieszy się ze zguby żyjących. Bo dla nieśmiertelności Bóg stworzył
człowieka...
Stworzeni
jesteśmy zatem do życia. Życia nie tylko doczesnego, ale i nadprzyrodzonego,
wiecznego. I ono czeka nas po śmierci. O tym, że takie życie istnieje,
przekonuje nas Chrystus, który nie tylko wskrzesił z młodzieńca z Naim, ale również przywrócił do
życia córkę Jaira i Łazarza. On jest Panem życia i śmierci. On powiedział o
sobie: Ja jestem zmartwychwstanie i
życie. Kto we Mnie wierzy, nie umrze na wieki. Słowa te potwierdził swoim
zmartwychwstaniem.
Dziękując
dziś Chrystusowi za to, że jest naszym Życiem i Zmartwychwstaniem, prośmy Go: Chryste,
prowadź nas od śmierci do życia, od kłamstwa do prawdy. Prowadź nas od rozpaczy
do nadziei, od obawy do ufności. Prowadź nas od nienawiści do miłości, od wojny
do pokoju. Niech pokój wypełni nasze serca, naszą ziemię, nasz wszechświat.Amen
Ks. Paweł Rataj